Ojcze nasz, któryś jest w niebie
święć się imię Twoje;
przyjdź królestwo Twoje;
bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi;
chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom;
i nie wódź nas na pokuszenie;
ale nas zbaw ode Złego.
Amen
Czy zastanawiałeś się który wers najczęściej akcentujesz?
Inne Modlitwy
Pismo święte wielokrotnie mówi nam o potrzebie stałej modlitwy: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.” (Mt. 7,7-8) „Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli! Jest ktoś radośnie usposobiony? Niech śpiewa hymny! Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. "Język mój będzie głosił Twoją sprawiedliwość i nieustannie Twą chwałę". (Ps. 35,28) "Panie, zmiłuj się nade mną, bo nieustannie wołam do Ciebie". (Ps. 86,3) "Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać". (Łk. 18,1) "Nieustannie się módlcie!" (1 Tes. 5,17) „Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem.” (Mt. 17,21) „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajo, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.” (Łk. 11,11-13) „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie. Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt. 18,19-20) "Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.” (Łk. 22,46) „Mój dom ma być domem modlitwy.” (Mt. 21,13) Oczywiście nie podaliśmy tu wszystkich odnośników jakie można w Piśmie Świętym znaleźć na temat modlitwy. Mamy jednak nadzieję iż przeczytanie i przemyślenie nawet tych kilku pobudzi w Was poczucie odpowiedzialności za codzienną modlitwę.
A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego”. (Jk. 5,13-16)
Mój drogi Piołunie Dyletanckie sugestie zawarte w Twym ostatnim liście ostrzegają mnie, iż czas najwyższy, bym Ci wyczerpująco napisał o kłopotliwym przedmiocie, mianowicie o modlitwie. [...] C. S. Lewis "Listy starego diabła do młodego" Czym więc jest modlitwa? „Różnymi drogami Bóg dusze prowadzi.” (św. Teresa z Avila); Łatwo mówić świętym. Ale przecież nasze czasy cechuje niezwykły dynamizm, pęd do tworzenia, zdobywania, zachłystywania się ogromnymi możliwościami. "Zwyczajny" człowiek ma wrażenie, że tak wiele od niego zależy, że tak wiele musi zrobić, tak mało ma czasu. Trudno więc dzisiaj tęsknić za modlitwą, która polegałaby na izolacji od świata, zamknięciu się w czterech ścianach zakonnej celi czy ucieczki na pustynię, gdzie nic i nikt już nam nie wadzi. Musimy więc uczyć się trudnej sztuki łączenia modlitwy – najpierw jako uprzywilejowanego czasu zwrócenia szczególnej uwagi ku Bogu – z codziennością. Bo przecież prawdziwa modlitwa to jakby akt łączności pomiędzy Bogiem a człowiekiem, bez czczych formuł i mechanicznego wypowiadania słów. Oczywiście nie są one przeszkodą, ale też nie zawsze są potrzebne. Najważniejsze to pamiętać, a potem zrozumieć, że modlitwa to nasza rozmowa z Panem Bogiem. A skoro Jezus może odwiedzić twój dom, czyż nie mógłbyś pozdrowić Go, a później usiąść i porozmawiać? Możesz powierzyć Mu wszystko i spędzić z Nim czas, jakiego ci użyczy. Fakt, modlitwa wymaga czasu, jest kosztowna. Szatan zrobi wszystko, co tylko zdoła, aby nie dopuścić do takiego związku! Będzie przerywał i przeszkadzał, wynajdywał przeszkody i powodował „brak czasu”. Ale przecież to do nas należy wybór komu chcemy ten czas poświęcić. A jeśli już zdecydujemy o tym udajmy się na modlitwę jak na zwykłe "ludzkie" spotkanie z przyjacielem. Ile razy w roku to robimy? Znamy wiec schemat: Umówmy się na konkretny termin i czas. Np. "Chciałabym z Tobą pogadać, ale mam tak mało czasu. Jednak może dziś wieczorem, zamiast serialu, tak powiedzmy między 19.00 a 19.20. Albo wiesz Panie Jezu, może lepiej codziennie zarezerwujmy ten czas dla siebie. Ustawię rodzinę, harmonogram zajęć, włączę to w mój zabiegany dzień tak jak te codzienne poranne pół godziny na ułożenie włosów." Albo "Przepraszam, ale dziś naprawdę mam wyjątkowy dzień, mój mąż właśnie zafundował nam wycieczkę, możesz pobyć z nami właśnie na niej?" I Pan Bóg będzie czekał, będzie tęsknił, będzie cię przyzywał, po jakimś czasie ty też zaczniesz tęsknić. Przygotujmy się. Zanim spotkasz się z dyrektorem, przyjacielem, ojcem, czy siostrą w czasie codziennego zamieszania myślisz o tym, o czym chcesz pogadać. I o to chodzi. Gdy przychodzisz do kogoś, lub przyjmujesz kogoś w domu poświęcasz mu cały swój czas i swoją uwagę. Nie oglądasz wtedy telewizora, nie czytasz gazety. Rozpoczynając modlitwę też powinieneś każdorazowo zapewnić Pana Boga, że ten czas, to 20, 30 minut, ta godzina, ta Msza jest w całości poświęcona dla Niego. Dla ciebie może to być czas nudny, zmarnowany lub odwrotnie: ciekawy, wzruszający - to nie ma znaczenia. Przyszedłeś, aby spotkać się z Panem Bogiem: poprosić o pomoc, podziękować za to co już otrzymałeś, opowiedzieć mu o sobie i wysłuchać co on ma tobie do powiedzenia. Podczas rozmowy nie tyko mów. Pozwól sobie na ciszę - inaczej jak usłyszysz co ma do powiedzenie druga Osoba? Podziękuj. Umów się na kolejny raz. ... I wróć do swojej codzienności. "Modlitwa osobista pozostaje zawsze czymś prostym. Czy aby się modlić, potrzeba wielu słów? Nie. Czasem wystarczy tylko kilka, nawet nieporadnych, aby powierzyć Bogu zarówno nasze lęki, jak i nadzieje. Kiedy zdamy się na Ducha Świętego, znajdziemy drogę, która poprowadzi nas od niepokoju do zaufania. W modlitwie zaczynamy odkrywać, że nigdy nie jesteśmy sami, bo Duch Święty podtrzymuje w nas komunię z Bogiem — nieprzerwanie, aż po życie, które nie ma końca. Tak, Duch Święty zapala w nas płomyk i jeśli nawet jest on wątły, rozpala w naszych duszach pragnienie Boga. A pełne prostoty pragnienie Boga już jest modlitwą. Modlitwa nie zwalnia nas od troski o świat. Nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż modlitwa. Im jest w niej więcej prostoty i pokory, tym bardziej przynagla nas, by kochać i wyrażać to swoim życiem."
Najlepszą rzeczą, tam gdzie to możliwe - jest chronić skutecznie pacjenta od poważnej intencji modlenia się. [...]
Jeśli powyższa metoda zawiedzie, musisz uciec się do subtelniejszego zmylenia intencji. Ilekroć uwaga ich zwraca się do samego Nieprzyjaciela, jesteśmy bezradni, lecz istnieją sposoby, by im w tym przeszkodzić. Najprościej jest odwrócić ich uwagę od Niego, kierując ją na nich samych. Niech śledzą własne myśli i niech za pomocą własnej woli próbują wywołać u siebie uczucia. Gdyby zamierzali prosić go o miłosierdzie, spraw, by zamiast tego usiłowali sfabrykować uczucie litości nad sobą.[...] Kiedy mówią, że modlą się o przebaczenie, niech spróbują odczuć, że im przebaczono. [...]
Ludzkie istoty nie rozpoczynają swej drogi od owego prostego dostrzeżenia Go. Nigdy nie znały tej upiornej jasności. [...] Jeśli zajrzysz w myśl pacjenta w czasie modlitwy nie znajdziesz tam tego. A gdy sprawdzisz przedmiot ku któremu kieruje swą myśl, przekonasz się, że jest on złożony i zawiera w sobie wiele śmiesznych składników. Będą tam np. wyobrażenia pochodzące z malowideł przedstawiających nieprzyjaciela [...] Znałem wypadki, gdzie to co pacjent nazywał swym "Bogiem", w rzeczywistości umiejscowione było w lewym górnym kącie sypialni, albo też w jego własnej głowie lub też krucyfiksie na ścianie. [...]
Gdy jednak wszystkie te jego myśli i wyobrażenia zostaną odrzucone, lub gdy człowiek wprawdzie je zatrzyma, lecz w pełni rozpozna ich subiektywną naturę, a przy tym powierzy siebie realnej, niewidzialnej i istniejącej poza jego świadomością Obecności, przebywającej razem z nim w pokoju - niedostępnej jego poznawaniu, mimo, że on jest przez Nią poznany - wówczas stać się może coś najbardziej nieobliczalnego w skutkach. "
„Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niemu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i w radości.” (św. Teresa z Avila);
„Modlitwa to spotkanie Bożego i naszego pragnienia.” (św. Augustyn);
„Modlitwa jako obcowanie z Bogiem polega na wzajemności.” (Franz Jalics SJ).
Jak się modlić? Św. Teresa Benedykta od Krzyża pisze w tym względzie: „Sytuacja psychiczna jest u różnych ludzi różna. Trzeba umieć odkrywać własne sposoby nawiązywania łączności z wiecznością, podtrzymywania jej czy ożywiania... Jest rzeczą ważną umieć znaleźć to, co nam najskuteczniej pomaga, a także umieć z tego korzystać”. Apostoł Paweł, natchniony przez Boga, pisał: „ (...) nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach” Rz. 8,26. Nie musimy więc martwić się, że nie umiemy się modlić, że tak jesteśmy zmęczeni iż nie mamy już siły, że boli nas głowa... Możemy liczyć na Bożą pomoc nawet w modlitwie. Ten, który pragnie słyszeć nasze modlitwy, pomoże nam je wypowiedzieć. Zauważamy również, że wiąże się z tym następna rada Jezusa: „A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani. Nie bądźcie do nich podobni, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz, czego potrzebujecie, przedtem zanim go poprosicie” Mt. 6,7-8. Tak więc my mamy tylko przygotować: czas, miejsce, słowa - o resztę zatroszczy się Pan Bóg. Istnieje jednak kilka bardzo istotnych cech modlitwy. Celem modlitwy jest uwielbienie Boga. Podstawową jednak cechą każdej modlitwy jest poznanie charakteru Stwórcy i Jego planów w stosunku do nas, ludzi tu żyjących. Możemy więc wznosić do Boga modlitwy, dziękczynne, błagalne, medytacyjne (rozważania) lub kontemplatywne (przebywanie w obecności Boga). Nim jednak zaniesiemy Mu swe prośby, musimy uznać Jego wszechmoc, Jego panowanie nad wszystkim, a więc i nad nami również. W modlitwie „Ojcze nasz” zawartych zostało aż sześć próśb o błogosławieństwa, o łaski duchowe, a tylko jedna o zaspokojenie ziemskich potrzeb naszego ciała. Powinniśmy o tym pamiętać! Jezus położył nacisk na trzy cechy właściwej modlitwy. Przede wszystkim przybliżamy się do Boga spełniając trzy warunki. Pierwszy z nich polega na tym, byśmy zbliżając się do Boga mieli czyste serce; nie możemy pielęgnować bałwochwalstwa. Drugi — nasze modlitwy musi cechować wiara w to, że Bóg jest w stanie na nie odpowiedzieć i że na nie odpowie. I trzeci — musimy być Mu posłuszni. „Umiłowani, jeżeli nas serce nie oskarża, możemy śmiało stanąć przed Bogiem i otrzymamy od niego, o cokolwiek prosić będziemy, gdyż przykazań Jego przestrzegamy i czynimy to, co miłe jest przed obliczem Jego” 1J 3,21.22. Prawdziwa modlitwa wymaga wiary. Ten, kto zwraca się do Boga, musi w Niego wierzyć, musi Go szukać wierząc. Modlitwa zawierać musi postanowienie wypełniania woli Bożej. „U tego, kto odwraca ucho, aby nie słyszeć nauki, nawet modlitwa jest ohydą” Prz 28,9. Prawdziwie doskonała modlitwa jest prośbą o darowanie nam naszych win i grzechów. „Gdybym knuł coś niegodziwego w sercu moim, Pan nie byłby mnie wysłuchał” Ps 66,18. Modlitwa musi być usilna, wytrwała, gorąca. Jezus ukazał to na przykładzie niesprawiedliwego sędziego, który nie wydałby sprawiedliwego wyroku, gdyby wdowa wciąż go nie nachodziła. „Chociaż i Boga się nie boję ani z człowiekiem się nie liczę, jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, by w końcu nie przyszła i nie uderzyła mnie w twarz” Łk 18,4.5. Jezus zauważył: „A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie?” Prawdziwej modlitwie musi towarzyszyć duch przebaczenia. Jezus powiedział bowiem: „Bo jeśli wy nie odpuścicie, i Ojciec wasz, który jest w niebie, nie odpuści przewinień waszych” Mk 11,26. Modlitwy nasze nie powinny być modlitwami ludzi dumnych. „Gdy się modlicie — mówi Jezus — nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić się, stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby pokazać się ludziom; zaprawdę powiadam wam: Otrzymali zapłatę swoją” Mt 6,5. Inna, ważną cechą modlitwy jest to, że poświęcamy na nią czas, angażujemy wysiłek serca i ducha. Możemy się modlić przy pracy i na spacerze, przy myciu naczyń, przy słaniu łóżek, w trakcie siedzenia przy biurku i w każdej niemal okoliczności „Można się modlić często i gorąco. Nawet na targu czy w czasie samotnej przechadzki, siedząc w swoim sklepie czy też kupując lub sprzedając, a nawet przy gotowaniu”. – pisał św. Jan Chryzostom, ale oprócz tego musimy znać jeszcze najważniejszą tajemnicę modlitwy. Jak powiedział to Jezus: „Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swojej” Mt 6,6.
Nasza wieczorna modlitwa. Wieczorne spotkanie z Panem Bogiem. Czy koniecznie musi być przypomnieniem znanych z dzieciństwa formułek, odmówieniem różańca? Może. Ale jeśli czujemy, że ta forma modlitwy jaką praktykujemy od dawna (lub do praktykowanie której czujemy się zachęcani przez otoczenie) przestała odpowiadać naszym potrzebom, stała się „martwa” i „jałowa” może warto spróbować innej formy relacji ze Stwórcą? Może to, że nie potrafimy się już modlić tak jak dawniej nie wypływa z tego, że odeszliśmy od Niego, a wręcz przeciwnie, jest znakiem, że pragnie On porozmawiać z nami inaczej. Jedną z wielu możliwości wieczornej rozmowy z Panem Bogiem może być ignacjański rachunek sumienia. Rachunek sumienia modlitwą? Większości ludzi rachunek sumienia kojarzy się jedynie z robieniem „spisu grzechów” przed spowiedzią. A jednak jeśli tej czynności nadamy zupełnie inny wymiar, niż znany nam bilans grzechów i zasług, stanie się on nie tylko piękną modlitwą, ale też ważnym ćwiczeniem duchowym. Ignacjański rachunek sumienia to przyglądanie się z Jezusem własnemu życiu. To bycie przed „Bogiem, Który Widzi” z życiem i wydarzeniami danego dnia. To forma modlitwy, która służy codziennej, całościowej refleksji nad minionym dniem, rozeznawaniem Bożego prowadzenia. Pomaga nam na nowo w spotkaniu Boga żywego. Jest rozpoznawaniem poruszeń serca, emocji i myśli pochodzących od Boga, nas samych lub diabła. To zauważanie jak Bóg działa w moim życiu i czy ja z Nim współpracuję. Codzienny rachunek sumienia daje nam „narzędzie”, by z własnej osoby wydobywać to co najlepsze, by nie „rozmieniać się na drobne”, by się nie zagubić. W centrum uwagi jest bowiem Boska miłość i Jego plan, a nie ja sam. My pozwalamy Bożemu spojrzeniu spocząć na nas i wsłuchujemy się w jego prowadzenie nas przez wydarzenia, które dla nas są tak trudne, tak pogmatwane lub przeciwnie – wydają się proste i przyjemne, ale nie mówią dokąd nas zaprowadzą. Chodzi więc o to, aby we własnym życiu nauczyć się rozróżniać prawdziwe od fałszywego, uwierzyć, że kochający i aktywny Bóg prowadzi nas osobiście poprzez rzeczywistość. Tak więc praktykując codzienny rachunek sumienia w/g metody Ignacego Loyoli uczymy się żyć ze wzmożona uwagą poprzez: — obecność, 1. Dziękować Bogu Panu naszemu za otrzymane dobrodziejstwa. 2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz. 3. Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. 4. Prosić Pana Boga Naszego o przebaczenie win. 5. Postanowić poprawę przy Jego łasce. Na zakończenie odmówmy Ojcze Nasz Napisane powyżej wskazówki to jedynie zarys metody jaką od wieków praktykują oj. Jezuici. Jeśli więc ktoś z was chciałby przyjrzeć się tej metodzie bliżej odsyłamy do książek i tekstów umieszczonych na stronach w Internecie. Jest ich naprawdę wiele, niżej podamy linki jedynie do kilku z nich. Warto je przejrzeć, ale tak na prawdę to warto samemu spróbować czym dla Ciebie okaże się takie spotkanie z Panem Bogiem. http://www.jezuici.pl/parakow/pismo1/2003/006/szkola.htm
— dziękczynienie,
— rozeznanie,
— pojednanie,
— przewidywanie.
Rozpoczynamy więc rachunek sumienia od „stanięcia w obecności Boga”. Możemy wykonać jakiś gest, który pomoże nam „wejść” w atmosferę modlitwy np. znak krzyża, wyciągnięte dłonie lub trzy głębokie oddechy. Staramy się być obecnym tu i teraz. Wyciszamy się. Wybieramy odpowiedni moment i postawę ciała. Wyznaczamy sobie określony czas (od 10 do 20 minut) i informujemy o tym Pana Boga. Kierujemy swoje myśli, serce, dążenia ku Niemu. Bycie z Panem w tej chwili jest ważniejsze niż przeszłość. Smakujemy tą chwilę i tą Obecność. Jeśli zaczynam to ćwiczenie w stanie wzburzenia, niepokoju, zmęczenia to staję przed Panem taki jaki jestem, z tym wszystkim co jest we mnie i staram w sposób prosty przenieś punkt ciężkości mojej uwagi ze mnie na Niego. Następnie dziękujemy Bogu za to wszystko, co dziś od niego otrzymaliśmy: za zdrowie, za spotkania, za słońce i wiatr, za dobre słowa, za dzieci, za dobrą wiadomość z dalekiego świata, za piękny obraz, za dobro które mogło stać się przeze mnie. Nie bójmy się naiwności. Nie szukajmy wielkich czynów lub wielkich słów. Nie pozwólmy sobie na myślenie, że to dobro „stało się samo” lub że my lub inny człowiek jesteśmy jego jedyną przyczyną. Otwórzmy się na fakt, że każdego dnia, nawet tego najgorszego, Bóg obdarza nas jakimś dobrem.
„Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5) powiedział pan Jezus i właśnie w tym miejscu musimy to sobie szczególnie uświadomić. Analizując swój dzień sami, używając do tego swoich własnych metod, swojego rozumu, swoich emocji, doświadczeń – możemy jedynie trwać w iluzji. Często broniąc się przed bólem pomijamy pewne wydarzenia, słowa, poruszenia. Innym znów razem bez potrzeby sami siebie krzyżujemy i oskarżamy, ale najczęściej bez potrzeby wdajemy się w szczegółową analizę tego co doświadczyliśmy widząc tylko to co widzialne i tak łatwo otwieramy się na podszepty szatana. A tu przecież nie chodzi o to jak sami siebie oceniamy, ani o to jak oceniają nas inni, ani nawet o to czy zachowaliśmy obowiązujące normy i prawa, ale o to jak widzi nas Pan Bóg, z jakiego miejsca Bożego planu wyruszyliśmy i do jakiego dotarliśmy. Tego nie rozeznamy sami. Musimy jak dzieci udać się na rozmowę do swego Nauczyciela i poprosić go by pomógł nam w nazwaniu problemów oraz wskazał kierunek w którym mamy szukać rozwiązań. Tylko Duch Święty może nam w tym pomóc. Poznanie swoich grzechów i nie przerażenie się nimi a szczera chęć poprawy i siła by to uczynić to wielka łaska, trzeba więc o nią prosić. Proszę więc, kolejny raz Ducha Święto, by oświecił moje życie. Oświecił po bożemu, miłosiernie i prawdziwie.
Nie łatwo jest badać swoje uczynki i serce. Nauki humanistyczne, a zwłaszcza psychologia, wskazują na wiele mechanizmów obronnych, które wywołujemy w sobie by tylko uniknąć stanięcia w prawdzie. Będąc sam na sam z sobą wolimy udawać. Lecz „wobec Boga i nieba nic już nie wolno udawać i nic udawać nie trzeba” (B. Leśmian). To nie łatwe, ale konieczne by nawiązać dialog z Bogiem. I dlatego właśnie trzeba zażądać od siebie uczciwości w spoglądaniu wstecz. Nie wolno nam okłamywać samych siebie, nie wolno nam uciekać, nie wolno nadmiernie się obarczać. Wystarczy uczciwe stwierdzenie faktów, które zaistniały w naszych myślach, mowie i czynach. W tym punkcie rachunku sumienia oglądamy swój dzień i rozeznajemy w jakim kierunku prowadzą mnie zdarzenia – dobra czy zła. Rozeznajemy, nie oceniamy, bo nie do nas należy sądzenie. Tak więc dwa razy spoglądamy na minioną rzeczywistość. Pierwszy raz pozwalamy wszystkiemu pojawić się bez cenzury, w sposób nieuporządkowany – to przypomnienie. Drugie spojrzenie to rozeznanie, czyli uporządkowanie tego co przeżyliśmy. Św. Ignacy zaleca, by badanie zaczynać od przyjrzenia się swoim myślom, bo zarówno nasze myśli, pragnienia i uczucia choć „dzieją się w nas” i prowadzą do podjęcia przez nas określonych działań nie zawsze od nas pochodzą. „Z góry przyjmuje się, że są w mnie trzy rodzaje myśli, a mianowicie jedna myśl moja, tj. powstająca z mojej tylko wolności i woli, dwie zaś inne przychodzą do mnie z zewnątrz, jedna od ducha dobrego, druga od ducha złego”. (ĆD 32) Podczas codziennego rachunku sumienie powinniśmy dążyć nie tyle do sporządzenie listy dobrych i złych uczynków, a raczej starać się rozeznać za czyimi podszeptami poszliśmy i z kim współdziałaliśmy, czyli mówiąc inaczej jak wyglądały tego dnia nasze relacje z Bogiem, ludźmi i demonem. Jak wiadomo, za relację odpowiedzialne są dwie strony. Patrząc więc na swoje życie w ten sposób unikniemy zarówno duchowego narcyzmu przywłaszczając sobie chwałę za wszelkie dobro jakie stało się poprzez nasze działanie jak i depresji obarczając siebie jedynie złem jakie zaistniało wokół nas. Nauczymy się zauważać że dobro czynimy współdziałając z Bogiem, zło gdy współdziałamy za złym duchem. Dla rozeznania często wystarczy obejrzenie swojego dnia jakby w zwolnionym tempie, powolne „smakowanie” tego co się stało i z perspektywy czasu, intencji, skutku - jak się zaczęło, jak się rozwijało, co z tego wynikło. Tylko spoglądając na wydarzenia poprzez to trio: początek, rozwinięcie, owoce możemy zobaczyć który duch nas prowadził.
Poznanie swoich grzechów i uchybień pokazuje nam jak niewiele możemy sami z siebie i prowadzi nas do Boga pełnego Miłości i Miłosierdzia. Bóg przecież nie tylko ma moc pomóc nam w zmaganiach z kuszeniem nieprzyjaciela, ale najlepiej widzi jak warunkują mnie moje zranienia, lęki, wychowanie. Ja ze swej strony muszę uczciwie przyznać, że w złą poszedłem drogę, żałować uczynionych złych wyborów i zwracając się Ojca złożyć ofiarę skruszonego serca i prosić go o przebaczenie. Tylko tyle. Przyznać się przed samym sobą i poprosić Ojca o łaskę. To na razie wystarczy, bo wiemy od samego Pana Jezusa, że Ojciec i tak zna nasze myśli i czyny i dawno nam je wybaczył, co więcej, niecierpliwie czeka byśmy do niego wrócili a on przygotuje ucztę, nie uczyni żadnego wyrzutu i zawsze byliśmy i będziemy jego ukochanymi dziećmi, w tym momencie dziećmi, które nareszcie się czegoś nauczyły.
Postanowić muszę ja. I muszę to zrobić szczerze, bez żadnych „ale”. Niemniej samo postanowienie nie zagwarantuje nam, że jutro dzień będzie bez skazy. Jutro znów weźmiemy na siebie swój krzyż i być może znów pod nim upadniemy bo „nie ma ucznia nad mistrza”, a skoro sam Mistrz upadał... Dlatego tak bardzo potrzebna nam jest boża łaska oraz nasze zrozumienie i ufność że Bóg wie, że czuwa, że pomaga jeśli mu na tę pomoc pozwolimy. Mamy przecież wolną wole i możemy odrzucić pomocną dłoń Ojca i pójść w żądze materii. Ale jeśli nawet jeśli kolejny raz wybierzemy nie to, jest nadzieja, bo On czeka by móc nam zapomnieć.
„Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny. Nie wiedzie sporu do końca i nie płonie gniewem na wieki. Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103) Zakończmy więc rachunek sumienia gotowi, aby rano dać się powołać na nowo do naśladowanie Jezusa, ale tym razem już nieco bardziej świadomie, z nieco większym przygotowaniem, czujniej.
http://www.jezuici.pl/centrsi/czytelnia/Osuch/codzienny.pdf
http://www.jezuici.pl/centrsi/czytelnia/Kozuch/aschenbrenner.pdf
http://www.wzch.org.pl/index.php?str=modlitwa
http://e-dr.jezuici.pl/rekolekcje/rekolekcje/rachunek2008/konf_rachunek.htm
Wizerunek Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest dziś najbardziej rozpowszechnionym w świecie obrazem Maryjnym. Namalowany został na desce o wymiarach 54 cm x 41,5 cm. Choć najczęściej znamy go pod nazwą "Matka Boża Nieustającej Pomocy" w oryginale jest zatytułowany "Matka Boża Bolesna". Autorstwo obrazu przypisywane jest najgłośniejszemu malarzowi prawosławnemu wczesnego średniowiecza, mnichowi bazyliańskiemu - S. Lazzaro. Oryginał obrazu znajduje się w kościele Redemptorystów pw. św. Alfonsa w Rzymie. Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest ikoną, a to oznacza, że nie jest on tylko obrazkiem przedstawiającym nasze wyobrażenie świętych, ale wizerunkiem, który uobecnia w duchowy sposób osoby na nim przedstawione. Znając rozbudowany język symboli ikony się czyta i medytuje nad ich treścią. Modląc się przed ikoną, namalowaną według specyficznych norm technicznych i teologicznych, możemy zatem wniknąć pełniej w misterium Chrystusa i pogłębić nasz osobisty związek z Nim, pod przewodnictwem i w obecności Matki Odkupiciela i naszej. Maryja, pomimo że jest największą postacią obrazu, nie stanowi jego centralnego punktu. Centralnym punktem Ikony jest spotkanie rąk Matki i Dzieciątka. Jest to gest bardzo ludzki, a zarazem wymowny w swej symbolice. Patrząc na Obraz „zwyczajnie”, „po ludzku” widzimy codzienny, czuły obrazek pokazujący wieź matki i dziecka, a jednak jeśli spojrzymy na Obraz poprzez symbolikę ikony zobaczymy szczegóły, które z pierwszego, czułego zapatrzenia poprowadzą nas drogą przemyśleń i poznawania. Bo prawa, duża dłoń ma nieco dłuższe palce, a to jest charakterystyczne dla obrazów typu Hodigitria (znaczy „wskazująca drogę”). Na co wskazuje Maryja do której zanosimy swe modły? Wskazuje na swojego Syna, Zbawiciela, który sam siebie nazwał „Drogą, Prawdą i Życiem” (J 19,25). Nie jest to banalne spostrzeżenie. Wpływa ono nie tylko na sposób „adresowania” naszej prośby, ale też zmusza nas do ponownego przemyślenia naszego problemu. Gdy tylko dostrzeżemy, co w pierwszym i oczywistym geście mówi do nas Matka Boża, mimowolnie zaczynamy jej odpowiadać i nawiązujemy z nią wewnętrzny dialog, który opieramy na coraz to nowych treściach wyczytanych z ikony. Nie chodzi tu o to, by szczegółowo opisywać całą symbolikę ikony, która należy do bogactwa duchowości prawosławnej, niemniej warto prześledzić te elementy Obrazu, które wszystkim chrześcijanom są bliskie, a na które często nie zwracamy uwagi, klęcząc przed Obrazem, zatopieni w swoich zmartwieniach i tragediach. Pooglądajmy więc ten Obraz razem. Obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy przedstawia cztery święte postacie: Maryję, Dzieciątko Jezus oraz świętych archaniołów Michała i Gabriela. Zdawałoby się, że główną postacią jest Maryja, a jednak z czterech postaci obecnych na Obrazie jedynie Jezus jest pokazany w całości. Maryja trzyma Dziecię na swoim lewym ręku, a prawą dłonią ujmuje rączki Jezusa. Matka obejmuje Syna, podkreślając w ten sposób człowieczeństwo Chrystusa. Oblicze Maryi jest lekko pochylone w stronę Dzieciątka Jezus, ale nie patrzy na swojego Syna, lecz wydaje się przemawiać do patrzącego na obraz. Jej spojrzenie charakteryzuje czuły smutek. Dzieciątko Jezus spoczywając na lewym ramieniu Matki, rączkami ujmuje mocno Jej prawą dłoń. Opadający z nóżki prawy sandał pozwala dostrzec spód stopy, co może symbolizować prawdę, że będąc Bogiem jest także prawdziwym człowiekiem. Jego rysy twarzy są bardzo dziecięce. Stopy i szyja Dzieciątka wyrażają jakby odruch nagłego lęku przed czymś, co ma niechybnie nadejść. Mocno wtula się w Matkę jakby w instynktownym poszukiwaniu ratunku. Może właśnie to lęk nie pozwala mu „zawiązać bucików”? Ale Matka też tego nie czyni. Jedyne co jest w stanie zrobić dla niego to przytulić go i trwać razem z nim, bo wie, że oboje są częścią Boskiego Planu. Tym natomiast, co wydaje się przerażać małego Jezusa, jest wizja męki i cierpienia, wyrażona poprzez krzyż i gwoździe niesione przez Archanioła Gabriela. Po drugiej stronie obrazu Archanioł Michał ukazuje inne narzędzia męki krzyżowej: włócznię, trzcinę z gąbką i naczynie z octem. To małe dziecko jest Bogiem więc wie. I jego Matka przeczuwa. A jednak wytrwale wskazuje na Niego. A jednak w jej smutnym spojrzeniu jest tyle zrozumienia dla nas. I tyle miłości. Skąd bierze siły? Jeśli oderwiemy się od wzroku Panienki i zaczniemy ponownie kontemplować ikonę zobaczymy, że ma złote tło (symbol zmartwychwstania), a aniołowie trzymając narzędzia męki, prezentują je bardziej jako trofea zwycięstwa wzięte z Kalwarii w poranek zmartwychwstania, niż jako narzędzia śmierci. A więc ta trwoga, smutek, strach to tylko droga jaką trzeba przebyć do Zmartwychwstania, które już powstało w Bożym Planie. To już nie nadzieja, to pewność. Porzućmy teraz na moment medytację nad Obrazem i wróćmy do naszej prośby. Teraz kiedy weszliśmy w duchowy dialog z Maryją i jej Synem jak wyglądają nasze problemy? Czy nadal chcemy prosić o to samo? Czy nie otrzymaliśmy już namiastki pocieszenia, siły, upewnienia? Jedno wiemy na pewno. Ona rozumie nasze cierpienie. Pomoże, wstawiając się za nami do swojego Syna, który z miłości do nas oddał swoje życie na krzyżu. Jeśli nie da się odwrócić nieszczęścia, będzie przy nas trwać dodając sił, przytulając nas z całą matczyną miłością. Gwiazda nad czołem Maryi podkreśla tę Jej ważną rolę w planie naszego zbawienia jako Dziewiczej Matki Boga i całej ludzkości. NOWENNA DO MATKI BOŻEJ NIEUSTAJĄCEJ POMOCY O Matko Nieustającej Pomocy, z największą ufnością przychodzę dzisiaj przed Twój święty obraz, aby błagać o pomoc Twoją. Nie liczę na moje zasługi, ani na moje dobre uczynki, ale tylko na nieskończone zasługi Pana Jezusa i na Twoją niezrównaną miłość macierzyńską. Tyś patrzyła, o Matko, na rany Odkupiciela i na krew Jego wylaną na krzyżu dla naszego zbawienia. Tenże Syn Twój umierając dał nam Ciebie za Matkę. Czyż więc nie będziesz dla nas, jak głosi Twój słodki tytuł: Nieustającą Wspomożycielką? Ciebie więc o Matko Nieustającej Pomocy, przez bolesną mękę i śmierć Twego Boskiego Syna, przez niewypowiedziane cierpienia Twego Serca, o Współodkupicielko, błagam najgoręcej, abyś wyprosiła mi u Syna Twego tę łaskę, której tak bardzo pragnę i tak bardzo potrzebuję...
Jak zapisano w kronice parafialnej - 2 września 1948 roku Ksiądz Kanonik mgr Jan Kozakiewicz – ówczesny Proboszcz naszej Parafii Św. Ap. Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim, sprowadził Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Już 5 września 1948 roku została odprawiona po raz pierwszy Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. To już 60 lat. Wciąż w każdą środę składamy Matce Bożej dziękczynienia i prośby. Nowenna odprawiana jest przed lub po wieczornej Mszy Świętej, a nasze prośby składamy w skarbonie stojącej obok ołtarza. Na ołtarzu Matki Bożej Nieustającej Pomocy została również wyłożona Księga podziękowań Matce Bożej za otrzymane łaski.
Ty wiesz o Matko Przebłogosławiona, jak bardzo Jezus Odkupiciel nasz pragnie udzielać nam wszelkich owoców Odkupienia. Ty wiesz, że skarby te zostały złożone w Twoje ręce, abyś je nam rozdzielała Wyjednaj mi przeto o Najłaskawsza Matko, u Serca Jezusowego tę łaskę, o którą w tej nowennie pokornie proszę, a ja z radości wychwalać będę Twoje miłosierdzie przez całą wieczność. Amen.
O Maryjo usłysz błagania nasze !
- BŁAGAMY CIĘ, MATKO NIEUSTAJĄCEJ POMOCY !
Za chorych, abyś ich uzdrowiła
Za strapionych, abyś ich pocieszyła
Za płaczących, abyś im łzy otarła
Za sieroty i opuszczonych, abyś im Matką była
Za biednych i potrzebujących, abyś ich wspomagała
Za błądzących, abyś ich na drogę prawdy sprowadziła
Za kuszonych, abyś ich z sideł szatańskich wybawiła
Za upadających, abyś ich w dobrym podtrzymała
Za grzeszników, abyś im żal i łaskę spowiedzi wyjednała
Za wszystkich zmarłych Twoich czcicieli, abyś ich do radości życia wiecznego doprowadziła
Za wszystkich żyjących Twoich czcicieli, abyś ich od nieszczęść strzegła i drogą przykazań Bożych prowadziła
Za wszystkich, którzy cierpią dla prawdy, sprawiedliwości i wolności
O wysłuchanie wszystklch próśb naszych
O Maryjo przyjmij dziękczynienia nasze!
- DZIĘKUJEMY CI MATKO NIEUSTAJĄCEJ POMOCY !
Za nawróconych na drogę prawdy
Za uzdrowionych z choroby
Za pocieszonych w strapieniu
Za ocalonych z rozpaczy
Za podtrzymanych w zwątpieniu
Za wyzwolonych z mocy grzechu
Za wysłuchanych w błaganiu
Za litość nam okazaną
Za miłość Twą macierzyńską
Za dobroć Twą niezrównaną
Za opiekę w miejscach pracy
Za chleb codzienny
Za radość i smutki nasze
Za wszystkie łaski nam i innym wyświadczone
Że ocierasz łzy.
O Maryjo, Matko Nieustającej Pomocy, która z taką czułością z tego cudownego obrazu na nas spoglądasz! Z dziecięcą ufnością spieszymy do Twych stóp z naszymi wspólnymi prośbami. Racz spojrzeć na nas łaskawie i wysłuchać naszych błagań; przyjdź nam z pomocą w wielorakich potrzebach naszych. Błagamy Cię o to najusilniej i najgoręcej:
POMAGAJ NAM NIEUSTANNIE !
Wielka Matko Boża
Matko nasza najlepsza
Pośredniczko nasza u Boga
Szafarko łask wszelkich
Matko świętej wytrwałości
Tronie miłosierdzia Bożego
Wszechmocy błagajaca
Poręko naszego zbawienia
Pogromczyni mocy piekielnych
Kotwico naszej nadziei
Umocnienie słabych
Ucieczko uciśnionych
Żywicielko głodnych
Opatrzności ubogich
Cudowna Lekarko w chorobach
Ratunku ginących grzeszników
Nadziejo zrozpaczonych
Patronko misji świętych
Wychowawczyni powołań kapłańskich
Mistrzyni życia duchowego
Strażniczko czystości
Opiekunko rodzin
Czuła Matko sierot
Zbawienie umierających
Pani naszych losów
Przewodniczko pewna do nieba
Obrono nasza na Sądzie
Wybawicielko z czyśćca
Tyś naszą ucieczką o Pani !
Pomocą w uciskach i smutku!
Módlmy się: Panie Jezu Chryste, Ty dałeś nam swoją Rodzicielkę Maryję, której przesławny obraz czcimy, jako Matkę gotową nieustannie nam pomagać. Spraw abyśmy gorliwie wypraszając Jej macierzyńską pomoc, nieustannie doznawali owoców Twego odkupienia. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem w jedności Ducha świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Matko Pomocy Nieustającej, Proś Boga za nami, Proś Boga za nami
(DZIENNICZEK św. siostry Faustyny) Płock „22 lutego 1931 r.
Z obrazem Jezusa Milosiernego, przychodzi do nas sam Pan Jezus ze swoją łaską i przebaczeniem. Chce każdego z nas bardziej związać ze sobą. Jak przyjmę ten dar, zależy to osobiście od każdego z nas. Przecież dla Pana Jezusa, każdy z nas jest wyjątkowy, niepowtarzalny... i za każdego osobiście podjął mękę krzyżową. Z każdym też osobiście oczekuje On spotkania. Muszę pamiętać, że to mnie osobiście chce okazać swoje miłosierdzie, że przychodzi do mnie.
Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie.
(...) Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci.
(...) Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie grzesznik.
(...) Kiedy raz umęczona tymi różnymi trudnościami, jakie miałam z tego powodu, że Jezus przemawia do mnie i żąda malowania tego obrazu, postanowiłam sobie mocno, przed ślubami wieczystymi, prosić ojca Andrasza, żeby mnie zwolnił z tych wewnętrznych natchnień i obowiązku malowania tego obrazu. Po wysłuchaniu spowiedzi ojciec Andrasz dał mi taką odpowiedź: Nie zwalniam siostry z niczego i nie wolno się siostrze uchylać od tych wewnętrznych natchnień, ale o wszystkim musi siostra mówić spowiednikowi, koniecznie, absolutnie koniecznie, bo inaczej zejdzie siostra na manowce pomimo tych wielkich łask Bożych. Chwilowo się siostra u mnie spowiada, ale niech siostra wie, że musi mieć stałego spowiednika, czyli kierownika duszy. Zmartwiłam się tym niezmiernie. Myślałam, że się uwolnię od wszystkiego, a tu stało się przeciwnie - wyraźny nakaz, żeby iść za żądaniem Jezusa. I znowuż udręka, bo nie mam stałego spowiednika.
(...) Jednak dobroć Jezusa jest nieskończona, obiecał mi pomoc widzialną na ziemi i otrzymałam ją w krótkim czasie w Wilnie. Poznałam w ks. Sopoćce - tę pomoc Bożą. Nim przyjechałam do Wilna, znałam go przez wewnętrzne widzenie. W pewnym dniu widziałam go w kaplicy naszej pomiędzy ołtarzem a konfesjonałem. Wtem usłyszałam głos w duszy: Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na ziemi” (Dz. 47-53).
Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson. Błogosławiony Janie Pawle, módl się za nami. Gorliwy Miłośniku Eucharystii, Bracie i Mistrzu kapłanów, Upominający grzeszników, Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata Módl się za nami, błogosławiony Janie Pawle. Módlmy się:
Litania do Jana Pawła II
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas. .
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu, Odkupicielu świata Boże, zmiłuj się nad nami!
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami!
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami!
Bogurodzico Dziewico, módl się za nami!.
Zanurzony w Ojcu bogatym w miłosierdzie,
Zjednoczony z Chrystusem, Odkupicielem człowieka,
Napełniony Duchem Świętym, Panem i Ożywicielem
Całkowicie oddany Maryi,
Przyjacielu Świętych i Błogosławionych,
Następco Piotra i Sługo Sług Bożych,
Stróżu Kościoła nauczający prawd wiary,
Ojcze Soboru i Wykonawco jego wskazań,
Umacniający jedność chrześcijan i całej rodziny ludzkiej,
Niestrudzony Pielgrzymie tej ziemi,
Misjonarzu wszystkich narodów,
Świadku wiary, nadziei i miłości,
Wytrwały Uczestniku cierpień Chrystusowych,
Apostole pojednania i pokoju,
Promotorze cywilizacji miłości,
Głosicielu Nowej Ewangelizacji,
Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię,
Nauczycielu ukazujący świętość jako miarę życia,
Papieżu Bożego Miłosierdzia,
Kapłanie gromadzący Kościół na składanie ofiary,
Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba,
Ojcze osób konsekrowanych,
Patronie rodzin chrześcijańskich,
Umocnienie małżonków,
Obrońco nienarodzonych,
Opiekunie dzieci, sierot i opuszczonych,
Przyjacielu i Wychowawco młodzieży,
Dobry Samarytaninie dla cierpiących,
Wsparcie dla ludzi starszych i samotnych,
Głosicielu prawdy o godności człowieka,
Mężu modlitwy zanurzony w Bogu,
Miłośniku liturgii sprawujący Ofiarę na ołtarzach świata,
Uosobienie pracowitości,
Zakochany w krzyżu Chrystusa,
Przykładnie realizujący powołanie,
Wytrwały w cierpieniu,
Wzorze życia i umierania dla Pana,
Wskazujący drogę błądzącym,
Przebaczający krzywdzicielom,
Szanujący przeciwników i prześladowców,
Rzeczniku i Obrońco prześladowanych,
Wspierający bezrobotnych,
Zatroskany o bezdomnych,
Odwiedzający więźniów,
Umacniający słabych,
Uczący wszystkich solidarności,
- przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata
- wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata
- zmiłuj się nad nami.
Abyśmy życiem i słowem głosili światu Chrystusa, Odkupiciela człowieka.
Miłosierny Boże, przyjmij nasze dziękczynienie za dar apostolskiego życia i posłannictwa błogosławionego Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem pomóż nam wzrastać w miłości do Ciebie i odważnie głosić miłość Chrystusa wszystkim ludziom. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Dziesięć cech miłości 1. Miłość nigdy nie będzie wymagać od Ciebie zrobienia czegoś, co nie jest dla Ciebie dobre. 2. Miłość nie jest odczuciem, ona jest zasadą. W miłości pojawią się odczucia, ale one nie są dowodem miłości. 3. Miłość chce tego, co dobre dla drugiej strony. Własna osoba jest na drugim miejscu. 4. Miłość nie jest zadłużeniem. Miłość przynosi wzrost, który zmienia osobę. 5. Miłość to wybór i postawa. Miłość nie jest ślepa. 6. Miłość trwa, nawet wtedy, gdy kochana osoba odchodzi. 7. Miłość szanuje wybory kochanej osoby. Gdy kochamy, nie narzucamy swojej woli. 8. Przyjęta miłość staje się błogosławieństwem. 9. Utrzymanie miłości wymaga poświęcenia, inicjatywy, czasu i ciężkiej pracy. 10. Bóg to miłość. Dlatego miłość jest zawsze dobra.
Droga Krzyżowa w Koloseum Wielki Piątek 2005 Modlitwa wstępna W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 22-23. 26) Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 27-31) Z Księgi proroka Izajasza (53, 4-6) Z Ewangelii według św. Łukasza (2, 34-35. 51) ROZWAŻANIE Z Księgi proroka Izajasza (53, 2-3) ROZWAŻANIE Z Księgi Lamentacji (3, 1-2. 9. 16) ROZWAŻANIE ROZWAŻANIE ROZWAŻANIE Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 33-36) Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 37-42) Z Ewangelii według św. Jana (19, 19-20) ROZWAŻANIE ROZWAŻANIE Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 59-61)
Tekst Kardynała Józefa Ratzingera
Panie Jezu Chryste, dla nas zgodziłeś się na los ziarna pszenicy, które pada w ziemię i obumiera, by wydać plon obfity (por. J 12, 24).
Zachęcasz nas, byśmy szli za Tobą tą drogą, mówiąc: "Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" (J 12, 25).
My jednak jesteśmy przywiązani do naszego życia. Nie chcemy z niego zrezygnować, ale zachować je w całości dla siebie. Chcemy je mieć, nie ofiarować.
Ty jednak nas poprzedzasz i pokazujesz, że możemy ocalić nasze życie, jeśli je ofiarujemy. Pozwalając nam towarzyszyć Ci na Drodze Krzyżowej chcesz poprowadzić nas drogą ziarna pszenicy, drogą, której owocność sięga wieczności.
Krzyż - ofiara z nas samych - bardzo nam ciąży. Jednak na Twą Drogę Krzyżową zabrałeś także mój krzyż. I nie uczyniłeś tego kiedyś, w przeszłości, bowiem Twoja miłość i moje życie są sobie współczesne. Dźwigasz go dzisiaj ze mną i dla mnie i w przedziwny sposób pragniesz, bym i ja teraz, jak niegdyś Szymon z Cyreny, niósł z Tobą Twój krzyż, a towarzysząc Ci, razem z Tobą służył odkupieniu świata.
Wesprzyj mnie, by moja Droga Krzyżowa nie była jedynie przelotnym wzruszeniem.
Pomóż nam, byśmy towarzyszyli Ci nie tylko szlachetnymi myślami, lecz szli Twoją drogą sercem, i więcej: konkretnymi uczynkami codziennego życia.
Dopomóż każdemu z nas, by wszedł na drogę krzyża całym sobą i na zawsze pozostał na Twej drodze.
Uwolnij nas od lęku przed krzyżem, od strachu przed szyderstwem innych, od obawy, że życie może się nam wymknąć, jeśli nie będziemy brali wszystkiego, co niesie.
Pomóż nam demaskować pokusy, które łudzą obietnicami życia, lecz w końcu zostawiają w nas pustkę i rozczarowanie.
Pomóż nam nie przywłaszczać sobie życia, ale je dawać.
Pomóż nam, byśmy idąc z Tobą drogą pszenicznego ziarna, znaleźli w "traceniu życia" drogę miłości, drogę, która prawdziwie daje życie, życie w obfitości (por. J 10, 10). Stacja I : Pan Jezus na śmierć skazany
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Rzekł do nich Piłat: "Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?" Zawołali wszyscy: "Na krzyż z nim!" Namiestnik powiedział: "Cóż właściwie złego uczynił?" Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: "Na krzyż z nim!" Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.
ROZWAŻANIE
Sędzia świata, który kiedyś powróci, by sądzić nas wszystkich, stoi ogołocony, upokorzony i bezbronny wobec ziemskiego sędziego. Piłat nie jest nikczemnikiem. Wie, że ten Skazaniec jest niewinny; szuka sposobu, aby Go uwolnić. Jednak jego serce jest rozdarte. Ostatecznie pozwala, by nad prawem przeważyła jego pozycja, on sam. Także ludzie, którzy krzykiem domagają się śmierci Jezusa, nie są nikczemnikami. Wielu z nich w dniu Pięćdziesiątnicy "przejmie się do głębi serca", gdy Piotr im powie: "Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście". W tej jednak chwili ulegają tłumowi. Krzyczą, ponieważ krzyczą inni, i krzyczą tak jak inni. I tak sprawiedliwość zostaje podeptana z powodu podłości, małoduszności, lęku wobec dyktatu dominującej mentalności. Delikatny głos sumienia zostaje zagłuszony wrzaskiem tłumu. Niezdecydowanie i względy ludzkie umacniają zło. Stacja II : Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa ze sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: "Witaj, Królu żydowski!" Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie.
ROZWAŻANIE
Jezus, skazany jako samozwańczy król, zostaje wyszydzony. Jednak właśnie szyderstwo ukazuje bezlitosną prawdę. Ileż razy oznaki władzy możnych tego świata obrażają prawdę, sprawiedliwość i godność człowieka! Ileż razy ich rytuały i wielkie słowa są w rzeczywistości nadętymi kłamstwami, karykaturą powinności, która na nich spoczywa z racji sprawowanego urzędu, jaką jest służba dobru. Wyszydzony Jezus, w koronie cierpienia na skroniach, właśnie dlatego jest prawdziwym królem. Jego berłem jest sprawiedliwość. Na tym świecie ceną sprawiedliwości jest cierpienie: On, prawdziwy król, nie rządzi przemocą, lecz miłością, która cierpi dla nas i z nami. On dźwiga krzyż, nasz krzyż, ciężar bycia człowiekiem, ciężar świata. W ten właśnie sposób poprzedza nas i ukazuje, jak odnaleźć drogę do prawdziwego życia. Stacja III : Jezus upada pod krzyżem
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Lecz on się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści, a my uznaliśmy go za skazańca, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz on był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w jego ranach jest nasze uzdrowienie. Wszyscy pobłądziliśmy jak owce, każdy z nas się zwrócił ku własnej drodze, a Pan obarczył go winami nas wszystkich.
ROZWAŻANIE
Człowiek upadł i wciąż na nowo upada: ileż razy staje się karykaturą samego siebie, już nie obrazem Boga, lecz czymś, co ośmiesza Stwórcę. Czyż ten, który w drodze z Jerozolimy do Jerycha został napadnięty przez zabójców, obdarty i pozostawiony na skraju drogi na wpół żywy i broczący krwią, nie jest obrazem człowieka w najwyższym tego słowa znaczeniu? Upadek Jezusa pod krzyżem nie jest tylko upadkiem Jezusa człowieka, wycieńczonego przez biczowanie. Jest w tym coś głębszego, jak powiada św. Paweł w Liście do Filipian: "On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej".
W upadku Jezusa pod ciężarem krzyża widzimy całą Jego drogę: dobrowolne uniżenie się po to, by nas wydźwignąć z naszej pychy. Równocześnie ujawnia się natura naszej pychy: wyniosłość, przez którą chcemy się uwolnić od Boga, gdy jesteśmy tylko sobą, wyniosłość, z jaką myślimy, że wieczna miłość nie jest nam potrzebna, i sami chcemy nadawać kształt swojemu życiu. Ten bunt przeciwko prawdzie, to usiłowanie, by przebóstwić samych siebie, stać się stwórcami i sędziami nas samych, prowadzi nas do upadku i samozagłady. Uniżenie się Jezusa to przezwyciężenie naszej wyniosłości: swym uniżeniem On nas podnosi. Pozwólmy się podnieść. Odrzućmy samowystarczalność, nasze niepoprawne dążenie do autonomii, uczmy się natomiast od Tego, który się uniżył, odnajdywać naszą prawdziwą wielkość, uniżając się i zwracając do Boga i do krzywdzonych braci. Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: "Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą - a Twoją duszę miecz przeniknie - aby na jaw wyszły zamysły serc wielu". A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu.
Na Drodze Krzyżowej Jezusa jest również Maryja, Jego Matka. W okresie Jego publicznej działalności musiała usunąć się w cień, ustąpić miejsca nowo powstającej rodzinie Jezusa, rodzinie Jego uczniów. Musiała słyszeć i te słowa: "Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? (...) kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest Mi bratem, siostrą i matką".
Teraz widać, że Ona nie tylko ciałem, ale i sercem jest Matką Jezusa. Zanim Go poczęła w ciele, dzięki swemu posłuszeństwu, poczęła Go w sercu. Zostało Jej powiedziane: "Oto poczniesz i porodzisz Syna, (...) Będzie On wielki (...) a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida".
A zaraz potem usłyszała z ust starca Symeona inne słowo: "A Twoją duszę miecz przeniknie". I wtedy przypomniała sobie przepowiednie proroków: "Dręczono Go, lecz sam pozwolił się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony".
To wszystko staje się teraz rzeczywistością. W swym sercu zawsze będzie zachowywała słowo, które na początku wypowiedział do Niej anioł: "Nie bój się, Maryjo". Uczniowie uciekli, Ona nie ucieka, stoi. Matka pełna odwagi, wierności, dobroci i wiary, która trwa w ciemnościach: "Błogosławiona [jest], która uwierzyła". "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?". Tak, w tym momencie On wie: znajdzie wiarę. W tej godzinie to jest dla Niego wielkie pocieszenie.Stacja V : Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 32; 16, 24)
Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego. Jezus rzekł do swoich uczniów: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje".
ROZWAŻANIE
Szymon z Cyreny wraca po pracy, jest w drodze do domu, gdy spotyka smutny orszak skazańców - dla niego, być może, to zwyczajny widok. Żołnierze zatrzymują go i pod przymusem jemu, krzepkiemu wieśniakowi, wkładają na barki krzyż. Jakże uciążliwy musiał być dla niego ten niespodziewany udział w losie owych skazańców! Robi to, do czego go przymuszono, oczywiście z wielką niechęcią. Ewangelista Marek wymienia również imiona jego synów, którzy najwyraźniej byli znani jako chrześcijanie i członkowie tamtej wspólnoty. Z przypadkowego spotkania zrodziła się wiara. Gdy Cyrenejczyk odprowadzał Jezusa i dzielił Jego krzyż, zrozumiał, że łaską było iść razem z Ukrzyżowanym, być z Nim. Tajemnica cierpiącego i milczącego Jezusa poruszyła jego serce. Jezus, Ten, którego Boska miłość jako jedyna mogła i może odkupić całą ludzkość, chce, byśmy mieli udział w Jego krzyżu, aby dopełnić to, czego jeszcze brak Jego udrękom. Za każdym razem, kiedy z dobrocią wychodzimy naprzeciw człowiekowi cierpiącemu, człowiekowi prześladowanemu i bezbronnemu, dzieląc z nim cierpienie, pomagamy nieść krzyż Jezusowi. W ten sposób otrzymujemy zbawienie i sami możemy się przyczynić do zbawienia świata.Stacja VI : Święta Weronika ociera twarz Jezusowi
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Nie miał on wdzięku ani też blasku, aby (...) na niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy go za nic.
Z Księgi Psalmów (27 [26], 8-9)
O Tobie mówi moje serce: "Szukaj Jego oblicza!" Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną, nie odpędzaj z gniewem swojego sługi! Ty jesteś moim wspomożeniem, więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie, Boże, moje Zbawienie!
"Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną".
Weronika - w tradycji greckiej Berenike - ucieleśnia to gorące pragnienie, łączące wszystkich pobożnych ludzi Starego Testamentu, pragnienie wszystkich ludzi wierzących, by ujrzeć oblicze Boże. Na drodze krzyżowej Jezusa początkowo czyni ona jedynie gest kobiecej dobroci: ofiaruje Jezusowi chustę. Nie udziela się jej brutalność żołnierzy ani strach uczniów. Jest obrazem dobrej kobiety, która pośród wzburzenia i zamroczenia serc zachowuje odwagę dobroci, nie pozwala, by w jej sercu zapanowała ciemność.
"Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".
Początkowo Weronika widzi jedynie umęczone i noszące ślady bólu oblicze. Jednakże uczynek miłości pozostawił w jej sercu prawdziwy obraz Jezusa: w Obliczu ludzkim, pokrytym krwią i ranami, Weronika widzi Oblicze Boga i Jego dobroci, która jest z nami nawet w najgłębszym bólu. Tylko sercem możemy zobaczyć Jezusa. Tylko miłość pozwala nam widzieć i nas oczyszcza. Tylko miłość pozwala nam rozpoznać Boga, który sam jest miłością. Stacja vII : Drugi upadek Pana Jezusa
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Jam mąż, co zaznał boleści pod rózgą Jego gniewu; On mnie prowadził, iść kazał w ciemnościach, a nie w świetle, (...) głazami zagrodził mi drogi, a ścieżki moje poplątał. (...) Starł mi zęby na żwirze, cisnął mnie w popiół.
Tradycja, mówiąca o trzykrotnym upadku Jezusa pod brzemieniem krzyża, nawiązuje do upadku Adama - naszego losu istot upadłych - i tajemnicy uczestnictwa Jezusa w naszym upadku. Upadek człowieka przyjmuje w dziejach wciąż nowe formy. W swoim Pierwszym Liście św. Jan mówi o trzech przyczynach upadku człowieka: pożądliwości ciała, pożądliwości oczu i pysze żywota. W ten sposób, na tle słabości swej epoki, pełnej zbytku i wynaturzeń, interpretuje upadek człowieka i ludzkości. Patrząc na bliższe nam czasy, możemy jednak pomyśleć o chrześcijaństwie znużonym wiarą, które opuściło Pana: wielkie ideologie i ich zbanalizowana wizja człowieka, w nic nie wierzącego i żyjącego dniem dzisiejszym, idącego za każdym popędem, stworzyły nowe pogaństwo, pogaństwo jeszcze gorsze, które chcąc ostatecznie odsunąć na bok Boga, pozbyło się człowieka. I tak człowiek pogrążył się w prochu. Pan dźwiga ten ciężar i coraz to upada, aby móc przyjść do nas; patrzy na nas, by obudziły się nasze serca; upada, aby nas podnieść.
Stacja VIII : Pan Jezus spotyka płaczące niewiasty
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Z Ewangelii według św. Łukasza (23, 28-31)
Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: "Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: 'Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły'. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas! i do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?"
Głos Jezusa, karcący kobiety jerozolimskie, które za Nim idą i płaczą nad Jego losem, skłania nas do refleksji. Jak to rozumieć? Czy nie jest to napiętnowanie czysto sentymentalnej pobożności, która nie rodzi nawrócenia i żywej wiary? Na nic zdaje się słowne i sentymentalne ubolewanie nad cierpieniami tego świata, jeśli w naszym życiu nie następuje żadna zmiana. Dlatego Pan przestrzega nas przed niebezpieczeństwem, które też nam zagraża. Ukazuje nam wagę grzechu i powagę sądu. Czyż pomimo wszystkich naszych słów wyrażających oburzenie wobec zła i cierpień niewinnych, nie jesteśmy zbyt skłonni do banalizowania tajemnicy zła? Czy ostatecznie w obrazie Boga i Jezusa nie doceniamy przypadkiem jedynie łagodności i miłości, podczas gdy spokojnie zapomnieliśmy o sądzie? Myślimy: czyż Bóg mógłby robić dramat z naszej słabości? Przecież ostatecznie jesteśmy tylko ludźmi! Patrząc jednak na cierpienia Syna, widzimy całą wagę grzechu, widzimy, że za grzech musimy odpokutować do końca, by go przezwyciężyć. Nie można wciąż banalizować zła wobec wizerunku cierpiącego Pana. On również do nas mówi: nie płaczcie nade Mną, płaczcie raczej nad sobą... Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym? Stacja IX : Trzeci upadek Pana Jezusa
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Z Księgi Lamentacji (3, 27-32)
Dobrze dla męża, gdy dźwiga jarzmo w swojej młodości. Niech siedzi samotny w milczeniu, gdy On na niego je włożył. Niech usta zanurzy w prochu! A może jest jeszcze nadzieja? Bijącemu niech nadstawi policzek, niechaj nasyci się hańbą! Bo nie jest zamiarem Pana odtrącić na wieki. Gdy udręczył, znów się lituje w dobroci swej niezmiernej.
Co mówi nam trzeci upadek Jezusa pod ciężarem krzyża? Może nasuwać myśli o upadku wszystkich ludzi, o oddaleniu się od Chrystusa wielu chrześcijan, zdających się na sekularyzm bez Boga. Czy jednak nie powinniśmy myśleć także o tym, ile Chrystus musi wycierpieć w swoim Kościele? Ileż razy nadużywa się sakramentu Jego obecności, jak często wchodzi On w puste i niegodziwe serca! Ileż razy czcimy samych siebie, nie biorąc Go nawet pod uwagę! Ileż razy Jego słowo jest wypaczane i nadużywane! Jak mało wiary jest w licznych teoriach, ileż pustych słów! Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Jak mało cenimy sobie sakrament pojednania, w którym On czeka, by nas podźwignąć z upadków! To wszystko jest obecne w Jego męce. Zdrada uczniów, niegodne przyjmowanie Jego Ciała i Krwi jest z pewnością największym bólem, który przeszywa serce Zbawiciela. Nie pozostaje nam nic innego, jak z głębi duszy wołać do Niego Kyrie, eleison - Panie, ratuj!. Stacja X : Jezus z szat obnażony
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejscem Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc tam, pilnowali Go.
ROZWAŻANIE
Jezus zostaje odarty ze swych szat. Szata wskazuje na pozycję społeczną człowieka. Daje mu miejsce w społeczeństwie, sprawia, że jest kimś. Publiczne obnażenie Go oznacza, że Jezus nie jest już nikim, został zepchnięty na margines, wzgardzony przez wszystkich. Moment odarcia z szat przypomina nam także wygnanie z raju: Boski splendor przybladł w człowieku, który teraz - gdy jest nagi, wystawiony na widok publiczny, obnażony - wstydzi się. W ten sposób Jezus jeszcze raz stawia siebie w sytuacji człowieka upadłego. Obnażony Jezus przypomina nam, że wszyscy utraciliśmy "pierwotną szatę" Boskiego splendoru. Pod krzyżem żołnierze rzucają losy o ten ubogi majątek, szaty. Ewangeliści opowiadają to słowami Psalmu 22 (w. 19), mówiąc nam to, co Jezus powie uczniom z Emaus: wszystko dokonało się zgodnie z Pismem. Nic nie jest tu przypadkowe. Wszystko, co się dzieje, zawarte jest w Słowie Bożym i oparte na Boskim planie. Pan przechodzi przez wszystkie stadia i stopnie ludzkiego upadku, a każdy z tych stopni, pomimo goryczy, jest krokiem do odkupienia. W ten właśnie sposób przyprowadza do domu zagubioną owieczkę. Pamiętajmy też, że Jan mówi, iż losy rzucano o tunikę Jezusa: "całą tkaną od góry do dołu". Możemy uznać, że jest to nawiązanie do szaty najwyższego kapłana, utkanej z jednej nici, bez szwów. Ten Ukrzyżowany jest bowiem prawdziwym Najwyższym Kapłanem. Stacja XI : Przybicie do krzyża
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: "To jest Jezus, Król żydowski". Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: "Ty, który burzysz przybytek i w trzy dni go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w niego".
ROZWAŻANIE
Jezus zostaje przybity do krzyża. Dzięki Całunowi Turyńskiemu możemy mieć pewne wyobrażenie o niewiarygodnym okrucieństwie tej praktyki. Jezus nie chce napoju odurzającego, który Mu podają: świadomie godzi się na ból ukrzyżowania. Całe Jego ciało jest umęczone; spełniły się słowa Psalmu: "Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony przez lud". "Jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony (...). Lecz on się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści".
Przystańmy przed tym obrazem bólu, przed cierpiącym Synem Bożym. Patrzmy na Niego w chwilach zadufania w sobie i przyjemności, aby uczyć się przestrzegania granic i widzenia marności wszystkich dóbr czysto materialnych. Patrzmy na Niego w chwilach kataklizmów i tragedii, aby poznać, że wtedy właśnie jesteśmy blisko Boga. Starajmy się rozpoznać Jego oblicze w tych, którymi bylibyśmy skłonni wzgardzić. Wobec skazanego Pana, który nie zechciał użyć swej władzy, by zejść z krzyża, ale wolał znieść cierpienie krzyża aż do końca, może zrodzić się jeszcze jedna myśl. Ignacy Antiocheński, uwięziony z powodu wiary w Pana, chwalił niezłomną wiarę chrześcijan ze Smyrny: powiada, że byli niejako przygwożdżeni z ciałem i krwią do krzyża Pana Jezusa Chrystusa. Pozwólmy się przygwoździć do Niego. Nie ulegając nigdy pokusie oderwania się ani nie zważając na drwiny, którymi by chciano nas do tego skłonić. Stacja XII : Śmierć Pana Jezusa na krzyżu
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: "Jezus Nazarejczyk, Król żydowski". Napis ten czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim.
Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 45-50. 54)
Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eli, Eli, lema sabachthani?", to znaczy: "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: "On Eliasza woła". Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, nasączył ją octem, umocował na trzcinie i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: "Zostaw! Popatrzymy, czy nadejdzie Eliasz, aby go wybawić". A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i oddał ducha. Setnik zaś i jego ludzie, którzy trzymali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie, Ten był Synem Bożym".
Na krzyżu Jezusa napis w dwóch językach ówczesnego świata, po grecku i łacinie, oraz w języku narodu wybranego, po hebrajsku, mówi, kim jest: Król żydowski, obiecany Syn Dawida. Piłat, niesprawiedliwy sędzia, niechcący stał się prorokiem. Światowej opinii publicznej zostaje ogłoszona królewskość Jezusa. Sam Jezus nie godził się na tytuł Mesjasza, gdyż wiązał się z błędnym, ludzkim rozumieniem zbawienia i władzy. Ale teraz ten tytuł może być wypisany publicznie na krzyżu. W ten sposób On naprawdę jest królem świata. Teraz jest naprawdę "wywyższony". W swym uniżeniu się wznosi. Teraz w radykalny sposób wypełnił nakaz miłości, złożył ofiarę z samego siebie i właśnie w ten sposób objawił teraz samego Boga, tego Boga, który jest miłością. Teraz wiemy, kim jest Bóg. Teraz wiemy, na czym polega prawdziwa królewskość. Jezus modli się, wypowiadając początkowe słowa Psalmu 22: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?".
Utożsamia się z cierpiącym Izraelem, całą cierpiącą ludzkością, przeżywa dramat nieobecności Boga. Sprawia, iż Bóg objawia się właśnie tam, gdzie wydaje się, że jest definitywnie pokonany i nieobecny. Krzyż Jezusa jest wydarzeniem o zasięgu kosmicznym. Gdy Syn Boży umiera, świat spowijają ciemności. Ziemia drży, a z krzyża bierze początek Kościół złożony z pogan. Rzymski setnik uznaje, pojmuje, że Jezus jest Synem Bożym. Z krzyża triumfuje wciąż na nowo. Stacja XIII : Pan Jezus z krzyża zdjęty
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Z Ewangelii według św. Mateusza (27, 54-55)
Setnik zaś i jego ludzie, którzy trzymali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie, Ten był Synem Bożym". Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu.
Jezus umarł. Jego Serce przebiła włócznia rzymskiego żołnierza i wypłynęła krew i woda: tajemniczy obraz strumienia sakramentów chrztu i Eucharystii, z których, mocą przebitego Serca Pana, Kościół odradza się wciąż na nowo. Nie połamano Mu nóg jak pozostałym dwóm ukrzyżowanym; w ten sposób objawia się On jako prawdziwy Baranek Paschalny, którego żadna kość nie może być złamana. A teraz, gdy wszystko zniósł, widać, że On, choć serca były wzburzone, a moc nienawiści i podłości wielka, nie pozostał sam. Są wierni. Pod krzyżem stali: Maryja, Jego Matka, siostra Matki Jego, Maria, Maria Magdalena i umiłowany uczeń. Teraz przybywa także człowiek bogaty, Józef z Arymatei: bogacz znajduje sposób, by przejść przez ucho igielne, ponieważ Bóg wspiera go łaską. Składa ciało Jezusa w swoim nowym grobie w ogrodzie. Tam, gdzie zostaje pogrzebany Jezus, cmentarz przemienia się w ogród, ogród, z którego został wygnany Adam, gdy oddalił się od pełni życia, od swego Stwórcy. Grób w ogrodzie mówi nam, że panowanie śmierci ma się ku końcowi. Przychodzi także członek Sanhedrynu, Nikodem, któremu Jezus ogłosił tajemnicę powtórnego narodzenia się z wody i z Ducha. Także w Sanhedrynie, który skazał Go na śmierć, jest ktoś, kto wierzy, kto zna i uznaje Jezusa po Jego śmierci. W godzinie wielkiej żałoby, ciemności i rozpaczy w tajemniczy sposób rozbłyska światło nadziei. Bóg ukryty pozostaje jednak Bogiem żyjącym i bliskim. Umarły Pan pozostaje jednak Panem i naszym Zbawicielem, także w nocy śmierci. Kościół Jezusa Chrystusa, Jego nowa rodzina, zaczyna się kształtować. Stacja XIV : Pan Jezus złożony do grobu
Kłaniamy Ci się Jezu Chryste i błogosławimy Tobie…
Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu.
ROZWAŻANIE
Jezus, zhańbiony i znieważony, zostaje złożony z należną czcią w nowym grobie. Nikodem przynosi sto funtów mieszanki mirry i aloesu, która ma roztaczać miłą woń. Teraz, w ofierze Syna objawia się, podobnie jak w namaszczeniu w Betanii, bezmiar, który przypomina nam wielkoduszność miłości Boga, jej przeobfitość. Bóg wielkodusznie składa samego siebie w ofierze. Jeśli miarą Boga jest przeobfitość, to także dla nas żadna nasza ofiara nie może być zbyt wielka dla Boga. Sam Jezus uczył nas tego w Kazaniu na Górze. Ale trzeba także przypomnieć słowa św. Pawła o Bogu, który "pozwala nam (...) roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania. Jesteśmy bowiem (...) wonnością Chrystusa". Podczas gdy gniją ideologie, nasza wiara powinna być nową wonią, która prowadzi na ścieżki życia. W chwili złożenia do grobu zaczyna wypełniać się słowo Jezusa: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity".
Jezus jest pszenicznym ziarnem, które obumiera. Obumarłe ziarno pszenicy daje początek wielkiemu rozmnożeniu chleba, które trwa aż do skończenia świata: On jest chlebem życia, zdolnym w przeobfity sposób zaspokoić głód całej ludzkości i dać jej życiodajny pokarm, przedwieczne Słowo Boga, które dla nas stało się ciałem, a także chlebem, poprzez krzyż i zmartwychwstanie. Nad pogrzebem Jezusa jaśnieje tajemnica Eucharystii.
Moje pierwsze prawdziwe spotkanie z mocą modlitwy? To było bardzo dawno temu. Chyba na początku lat osiemdziesiątych, kiedy jako młodziutka mężatka wędrując za pracą przeprowadziłam się do małej, jak to się wtedy mówiło „zabitej dechami” wsi, naprawdę daleko od drogi i autobusu. O tym, że kiedykolwiek będę miała samochód nawet nie śmiałam marzyć. Tak więc siłą rzeczy przeprowadzka ta zmusiła mnie do przerwania studiów teologii na Uniwersytecie Jana Pawła II w Olsztynie. Studia musiałam przerwać też i dla tego, że w trybie pilnym musiałam przerzucić swoje papiery z dziekanatu uczelni do kierownictwa kursu jaki musiałam ukończyć by moc wykonywać otrzymaną pracę. Prawdę mówiąc kurs był już w trakcie i ja miałam zostać dopisana do listy kursantów „po znajomości” byle tylko dostarczyć papiery w poniedziałek o 12.00, to był nieprzekraczalny termin, potem w grubej kopercie papiery były odsyłane dalej. No tak. Proste. Ale w piątek Ociec Dyrektor (on sam osobiście zarządzał dokumentami) był co prawda „u siebie”, ale zajęty. W sobotę na tydzień wyjeżdżał, więc ewentualnie mogłam się z nim umówić za 2-3 tygodnie. Byłam młoda, wojowniczo nastawiona, przyparta do muru... Zaczęłam prosić, awanturować się, tłumaczyć, krzyczeć... Wszystko to działo się w bibliotece uczelni. I wtedy z nad katalogu z książkami odezwała się do mnie dziewczyna „Nie, denerwuj się, pomódl się, zawierz Jezusowi i wróć za 2 tygodnie”. No, to zadziałało jak płachta na byka. Ja tu o konkretach, praca, terminy, przynaglenia, nie ma mowy o zwłoce bo papiery fizycznie odjadą, a ona „Pomódl się”. Nie wiem jak by się skończyło gdyby to powiedziała pani z sekretariatu, ale Bóg precyzyjnie dobiera swoje narzędzia choć często one same nie wiedzą jak ważną rolę odgrywają. Nie powiedziała tego żadna „zdewociała” staruszka, żadna pani do jakich widoku przywykłam w kościele (a był to początek lat osiemdziesiątych, jeszcze Nasz Papież nie przyciągnął tłumnie młodzieży do kościoła). Odezwała się do mnie wymalowana, młoda lalka na wysokich obcasach. Prędzej pasowałaby mi do dyskoteki niż parafialnej biblioteki. I ona też mnie nie rozumie!!! Zawrzałam ponownie, a dziewczyna tylko spojrzała na mnie i powiedziała „No dobrze, to ja się pomodlę w twojej sprawie” Zamurowało mnie. Wyszłam. A potem wszystko jakoś się samo ułożyło. Papiery odebrałam za 3 tygodnie, ale to jak się okazało nie miało żadnego znaczenia. No jasne, opisane wydarzenie wcale nie ma znamion cudu, ot zwykły, malowniczy zbieg okoliczności, ale... Ale ja pamiętam to do tej pory. Ale wywarło to na mnie tak wielki wpływ, iż zaczęłam próbować się modlić. Ale ja już mogłam uwierzyć, że modlitwa działa i w chwili gdy tylko ona mogła pomóc sięgnąć po nią. Ale to był pierwszy kamyczek w lawinie. Dokąd mnie zaprowadzi wciąż nie wiem. Wiele jeszcze razy potem w moim życiu doświadczyłam mocy modlitwy. Chcę tu opowiedzieć o tym wydarzeniu, za które najwięcej będę dziękować Panu Bogu i po doświadczeniu którego nie mogę już nie wierzyć że prawdą jest „Proście, a będzie wam dane” A więc... Małgorzata Noc modlitwy - doświadczałam jej i doświadczam w różnych momentach swojego życia. Chciałabym jednak podzielić się szczególnie dwoma historiami z mojego życia, w których najbardziej doświadczyłam miłości Jezusa w modlitwie. Dotyczy to moich relacji z tatą i Jego odchodzenia do Domu Ojca. Od dzieciństwa miałam trudne relacje z tatą, ponieważ moi rodzice rozstali się kilka lat po ślubie, co prawda tata miał z nami kontakt, ale wielokrotnie odczułam, że tata się nami nie interesuje, że nas nie wspiera w trudnych chwilach. I tak byłam nastawiona do taty bardzo negatywnie, aż do momentu... Kiedy jako nastolatka zaczęłam się modlić o łaskę przebaczenia tacie wszystkich krzywd. Owoce tej modlitwy pojawiły się dopiero po kilku latach. I pamiętam taki moment, na rok przed śmiercią taty, kiedy tata był w szpitalu, wtedy poczułam silną miłość w sercu do taty, zobaczyłam człowieka, który w jakiś sposób zmarnował swoje życie, ale poczułam, że właśnie tego człowieka, który nie był dobrym ojcem, właśnie tego człowieka kocham, Jezus pozwolił mi spojrzeć na tatę z wielką miłością. To niesamowita łaska mocy modlitwy! Pamiętam też jak wielkiej łaski doświadczyłam przed śmiercią taty, kiedy już jakiś czas nie byłam u Niego, byłam zajęta pracą, różnymi obowiązkami. Planowałam swój wyjazd do taty pod koniec czerwca 2010 r. Jednak przyszedł taki moment, jakby mnie coś tknęło i sama nie wiem, dlaczego wybrałam się do taty 6 czerwca. Była to niedziela, ja wtedy miałam za sobą dość pracowity tydzień i byłam zmęczona, a jednak wybrałam się w podróż do taty. Później okazało się, że to było nasze ostatnie spotkanie, ponieważ 5 dni później, 11 czerwca tata odszedł do Pana - była to Uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego. I sama nie wiem, dlaczego wtedy tak bardzo myślałam podczas Mszy Św. o tacie, przez wiele lat modliłam się o Jego nawrócenie. Wtedy ksiądz podczas Mszy Św. mówił o miłości Jezusa, której Jezus pragnie udzielać grzesznikom. Odejście taty akurat w Uroczystość NSJ, dało mi pewność, że tata będzie zbawiony. Tata wiele razy mówił, że Bóg Mu nie jest potrzebny, ale już po śmierci taty, dowiedziałam się, że chodził do kaplicy, że modlił się... I wtedy się popłakałam, bo zrozumiałam, że moja modlitwa nie była nadaremna... Tata w ciszy swojego serca, znalazł drogę do Pana Jezusa... To tylko dwie historie z mojego życia, ale mocy modlitwy doświadczam każdego dnia, w modlitwie przede wszystkie doświadczam bycia z Jezusem. I nie jest ważne, ile Zdrowasiek się odmówi, czy to będzie modlitwa spontaniczna czy modlitwa Litanią, najważniejsze to odnaleźć Jezusa i nie zapominać, że On zna nasze pragnienia, zanim cokolwiek wypowiemy w modlitwie... Agata Moje doświadczenie mocy modlitwy miało miejsce w marcu 20011r. Najstarsza nasza wnuczka Zosia ciężko zachorowała na zapalenie opon mózgowych a następnie mózgu. Stan był bardzo ciężki.7dni była bez kontaktu. W tym czasie ja opiekowałam się nią w szpitalu przez całą dobę nie było mnie komu zmienić bo synowa też się rozchorowała. Modlitwa dawała mi siłę wytrwania tak ciężkiej sytuacji a ja mogłam spać w czasie gdy była przerwa w podawaniu leków między 2 a 6 godz. w nocy nawet jadłam co wydawało się w tej sytuacji nie do pomyślenia. Anna babcia Zosi
Małgorzata
Minęło kilka lat. Leżałam w szpitalu na podtrzymaniu 3 ciąży. Dwie pierwsze poroniłam. Cały czas krwawiłam. Miałam zdiagnozowaną toksoplazmozę, i wtedy jeszcze nierozpoznaną silną nadczynność tarczycy, oraz początki tocznia. Patrząc z medycznego punktu widzenia, z wiedzą jaka o swoim stanie zdrowia posiadam teraz, nie było szans na donoszenie ciąży. Kiedy odleżałam drugi miesiąc w szpitalu dostałam silnego krwotoku. Lekarz, który mnie zbadał powiedział iż to już koniec, zaczęło się poronienie i aby oszczędzić mi bólu zlecił skrobankę. Nie zgodziłam się. Płakałam, prosiłam. Przyprowadził więc kolegów. Nie pamiętam dokładnie czy było tam 4 czy 6 lekarzy, ale pamiętam jak to konsylium dokładnie mnie zbadało i orzekło iż odeszły już wody (fakt wypłynęło ze mnie tego dużo), wody są zielone i cuchnące, tętna dziecka nie słychać, słowem dziecko nie żyje i trzeba dokonać zabiegu bym i ja się nie zakaziła. Skoro nie było już nadziei pierwszy raz po 2 miesiącach wstałam z łóżka. Poszłam do pokoju zabiegowego i stanęłam przed fotelem. I tam, zapłakana, bez żadnej nadziei i żadnej prośby zaczęłam odmawiać różaniec. Nie wiem ile czasu to trwało. Stałam, czekałam na lekarzy, płakałam i „klepałam” zdrowaśki. Nie pamiętam już z jakiego powodu zabieg przesunięto na potem. Nie pamiętam też czemu w końcu go nie wykonano. Pamiętam zielone wody płodowe i ciszę w aparacie który miał wzmocnić bicie serca mojego dziecka. I pamiętam modlitwę. No i mam 21 letnią córkę. Zdrową, piękną, mądrą. Będzie lekarzem. I to moja córka po wielu pokręconych latach ponownie przyprowadziła mnie do Boga i do Odnowy w Duchu Świętym.
Agata
Anna
Po wzbudzeniu nastąpił słowotok. Zosia mówiła bez przerwy więc ja w swojej bezradności zaczęłam odmawiać różaniec pełnym głosem ku mojemu zdziwieniu Zosia przestała mówić, a wręcz włączała się do modlitwy i usypiała to trwało około jednej doby. W czasie choroby Zosi modliła się cała rodzina moi znajomi i zgromadzenie zakonne do dziś maja ją w intencjach modlitewnych.
Lekarz prowadzący w rozmowach mówił, że tylko opatrzności Bożej zawdzięczamy, że choroba nie spowodowała żadnych powikłań.
Bogu miłosiernemu niech będą dzięki.